Geoblog.pl    casper    Podróże    IRAN-kraj bez McDonaldów.    Teheran. Czy jest się czego bać ?
Zwiń mapę
2013
17
lut

Teheran. Czy jest się czego bać ?

 
Iran
Iran, Tehrān
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 4070 km
 
Więc wylądowaliśmy w Teheranie na Chomeini International Airport. Idziemy z duszą na ramieniu zobaczyć jak wygląda sytuacja z wizą. Po cichutku mam nadzieję, że szybko się wyjaśni ta sytuacja. Jeśli nam nie dadzą wiz, to będziemy próbowali wrócić tym samym samolotem co przylecieliśmy.
Oprócz nas jest jeszcze kilka osób starających się o wizę. Na miejscu trzeba wypełnić wniosek, dać wraz z paszportem urzędnikowi i poczekać na decyzję. Urzędnik wklepuje dane do systemu i, prawdopodobnie, czeka na akceptację z ichniego MSZ czy może nas wpuścić czy nie. Przy okienku widzę informację, że wiza kosztuje 40€. Całość trwa ok. 40’. Zostajemy wywołani do okienka i otrzymujemy kwitek do zapłaty 60€ od osoby, płatne w okienku obok. Dlaczego 60€ nie wiem. Przed nami Francuzi płacili 50€ od osoby a byli we trójkę. O.K. Mamy wizę, wkraczamy oficjalnie do Persji.
Jest godzina 5 rano, nie wiemy jakie kroki dalej czynić, co robić. Jedynym punktem zaczepienia jest kontakt, jaki nawiązaliśmy z jednym Irańczykiem z Teheranu. Jednak podane przez Niego informację są dosyć enigmatyczne i nie wzbudzające zaufania. Nie mamy praktycznie żadnych informacji o podróżowaniu po Iranie. Przewodników żadnych nie znalazłem, informacje w necie są przeważnie stare i mało aktualne. Więc wkraczamy do Persji z duszą na ramieniu.
Po wejściu do hali przylotów tradycyjnie atak taksówkarzy. Oferują wszystko co się tylko da zaoferować. My orientujemy się na lotnisku. Pierwsze co, to obecność bankomatów. Jest ich sporo ale…. Żaden nie obsługuje międzynarodowych kart typu VISA czy Mastercard. Tylko i wyłącznie irańskie karty. Później się okazało, że nigdzie nie można wypłacić pieniędzy z bankomatu. Czasami można było zapłacić w jakimś sklepie kartą ale to rzadko i przeważnie w sklepach z dywanami. Na szczęście, jeszcze rzutem na taśmę, udało mi się wypłacić kasę na lotnisku w Stambule. Namierzamy jakąś kafejkę i za jedyne 5 $ jemy pyszne i sycące śniadanie (2 kawy, 2 soki wyciskane z pomarańczy i 2 spore mufinki).
Po śniadaniu dzwonimy do Abbasa. To jest osoba z którą nawiązaliśmy kontakt. Podał nam nawet wcześniej swój adres ale spróbujcie odczytać coś takiego:
تهران ، خیابان جمهوری ، نرسیده به بهارستان ، کوچه ممتاز ، ساختمان یاس ، بلوک دی d ، واحد
Na szczęście Abbas odbiera telefon. Jest trochę przykręcony w końcu jest 6 rano ale szybko potwierdza chęć pomocy i zaprasza nas do siebie. Bierzemy taksówkę lotniskową, cena ustalona z góry 20$. (później się dowiedziałem, że nie powinien kosztować więcej niż 3-5 $). Czas jazdy to ok. 1h. Pomimo, że jest wcześnie rano ruch już jest spory. Wrażenia z jazdy są bezcenne. Jeśli na lotnisku miałem dylemat, czy wynajmować wóz tak jak w Jordanii, tak teraz błogosławię moje lenistwo, że nie chciało mi się załatwiać wszystkich formalności. Do tej pory sądziłem, że na Sri Lance jest jazda bez trzymanki. Myliłem się. To w czym braliśmy udział, czyli jazda w ruchu miejskim to dopiero hardcore. Chociaż przechodzenie na drugą stronę jezdni, to dopiero rozrywka. Docieramy pod wskazany adres. Teheran to potężne miasto, w nocy śpi w nim coś ok. 15 mln. mieszkańców, za dnia biega nawet 20 mln. więc nawet nasz taksówkarz miał mały problem z trafieniem. Przy użyciu telefonu trafiliśmy do Abbasa. Abbas okazał się być b. sympatycznym kolegą o podobnych zapatrywaniach co my. Tyle, że On może się pochwalić zdobyciem 4 ośmiotysięczników. Generalnie, człowiek z branży. Po chwili jesteśmy już w domu. Tam poznajemy kuzyna Abbasa, Saeida. Po dłuższej chwili przychodzi jeszcze jeden Abbas, ten z którym korespondował Robert. Wieczorem poznamy żonę drugiego Abbasa- Zibę. Okaże się właściwym rozmówcą Roberta. Stąd wynikały opóźnienia w korespondencji, bo info szło z konta Abbasa, który nie zna do końca jęz. angielskiego więc korespondencję prowadziła Ziba. W ciągu dnia opiekuje się nami Saeid. On nas prowadzi do kantoru, sprawdza kurs wymiany udziela informacji. Kurs wymiany to 3700 000 riali za 100$. Przy okazji dowiadujemy się, że rok temu kurs był trzy razy niższy. Kupujemy przewodnik po Iranie i odwiedzamy pierwszy Meczet, później Pałac Królewski i jeszcze kilka miejsc egzotycznych dla nas. Ostatnim punktem jest odwiedzenie punktu widokowego z którego mamy cały Teheran przed oczami. Widok niesamowity. Wracamy do naszego teherańskiego domu. Do tej pory jeździliśmy taksówkami, których koszt nie przekraczał 3-5$. Jazda taksówką ma tę zaletę, że możemy się przespać. Płacąc widzimy, że na lotnisku zapłaciliśmy frycowe. Z punktu widokowego taksówką jedziemy ok. 20” do stacji metra skąd jedziemy do naszego domu. Czas przejazdu metrem to ok. 40’. Metro ma chyba ze 6 poziomów, przynajmniej tyle razy zjeżdżaliśmy w dół. Po przybyciu do domu, dowiadujemy się, że w większym gronie jedziemy do restauracji na kolację (tradycyjna kuchnia irańska) a po niej start na dworzec autobusowy i jazda do Isfahanu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (41)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2013-02-28 22:44
Szczęście ,że znaliście (choć korespondencyjnie ) Abbasa . Zdjęcia ciekawe i...zobaczyłam nawet kota ;)
 
 
zwiedził 6% świata (12 państw)
Zasoby: 92 wpisy92 32 komentarze32 1120 zdjęć1120 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
13.01.2008 - 24.01.2008
 
 
09.01.2009 - 24.01.2009
 
 
28.01.2010 - 17.02.2010